Najnowszy film Paula Schradera,
PIERWSZY REFORMOWANY (FIRST REFORMED; od nazwy protestanckiego kościoła), jest
wychwalany w Stanach pod niebiosa. „Powrót geniusza”, etc. Ta opowieść o
kapłanie miotanym kryzysem wiary, którego czarna rozpacz (i żałoba po synu
zabitym w Iraku) rzuca aż na skraj samobójczego eko-terroryzmu, jest
przedziwnym destylatem wszystkich wpływów, jakie przez całe swe twórcze życie
Schrader przepracowywał. Jest to więc po trosze DZIENNIK WIEJSKIEGO PROBOSZCZA
Bressona (kadry 1.33:1, spisywany ręcznie pamiętnik bohatera, ściszona
ekspresja aktorska), a po trosze GOŚCIE WIECZERZY PAŃSKIEJ Bergmana (przywołani
tak dosłownie, że aż parodystycznie: głównie przez postać terminalnie
wątpiącego mężczyzny i nieładnej kobiety ze zboru, dyskretnie walczącej o
względy duchownego).
Jakby tego było mało, Schrader
dorzuca pod koniec lewitację jak z SOLARIS i OFIAROWANIA Tarkowskiego (w gwiezdnym
sosie à la Malick), nawiązuje do napisanego przez siebie TAKSÓWKARZA (najazd na
szklankę z miksem: whisky plus różowy Pepto-Bismol jest jak najazd na musujący
w tamtym filmie Alka-Seltzer), a kończy całość akcentem erotyczno-pasyjnym, w
którym ciało zostaje oplecione drutem kolczastym, na stole stoi gotowa do toastu
szklanka płynu do udrażniania rur, a spiralny ruch kamery wokół całującej się
pary (znak „wybawienia przez miłość”) łączą się w jedyne w swoim rodzaju
kiczowato-ascetyczno-patetyczne crescendo. Jednym słowem: jest to film obłąkany,
w którym fiksacja ekologiczna nigdy nie ulega zakwestionowaniu (Hawke pyta
retorycznie: „Kto korzysta na gwałcie ziemi?”, a widz ze Środkowej Europy chce
odruchowo odpowiedzieć: „Ależ ty, amerykański pastorze, w swym przestronnym ogrzewanym
domu i idealnie urządzonej, nigdy nie głodującej wspólnocie, chronionej militarną
siłą supermocarstwa”).
Schrader wdarł się na światową
scenę TAKSÓWKARZEM w reżyserii Martina Scorsese: ponurą opowieścią o człowieku
zmielonym przez amerykański imperializm (wojna w Wietnamie) i liberalizm
jednocześnie (dieta z napoi słodzonych i fast foodu; obsesja porno), który
rozpoznaje Nowy Jork lat 1970-tych jako przestrzeń Apokalipsy i postanawia samozwańczo
przyspieszyć zwiastowane w Księdze Objawienia rytualne oczyszczenie przez krew.
PIERWSZY REFORMOWANY jest uaktualnieniem tej samej opowieści na czasy Trumpa, przy
czym zło jest tu wciąż definiowane po purytańsku – grzechem jest „skażenie” (w
TAKSÓWKARZU było to skażenie ciała młodej kobiety męską chucią; tutaj jest to
skażenie środowiska chęcią zysku). Szkoda, że za reżyserię nie zabrał się jakiś
udręczony, wybitny katolik (jak Scorsese); może byłoby w tym wszystkim trochę
więcej seksu i poezji (z drugiej strony: poetycko udręczonych katolików coraz
mniej na tej ziemi, bo ci którzy zorientowali się, że Kościół nie zamierza
poluzować w kwestiach seksualnej moralności, po prostu od Kościoła się mniej
lub bardziej odkleili, ewentualnie przywarli do kokieteryjnych półsłówek
Franciszka). Niemniej jednak mamy do czynienia z kinem fascynującym, a rola
Hawke’a jest naprawdę wielka. (Wątek rasowy, ledwo tknięty, byłby moim zdaniem
płodniejszy od ekologicznego – ale mniejsza o to.)
W sumie, to nie wyobrażam sobie
lepszego double-bill niż sparowanie PIERWSZEGO REFORMOWANEGO na jednym seansie
z WIEŻĄ. JASNYM DNIEM Jagody Szelc. Może ktoś podsłucha pomysł i podchwyci –
żadnych praw doń bynajmniej nie zastrzegam, a z plagiatu wręcz się ucieszę.