Firma Mayfly dodała właśnie dwa tytuły do rozpoczętej niedawno „Rainbow Collection”: odważnej (jak na polski rynek) serii płyt z filmami o tematyce LGBT. I choć dobór nowych tytułów nie wskazuje na obecność jakiejś spójnej polityki programowej, to i tak witam inicjatywę z uznaniem. W naszym kraju organizuje się co prawda przeglądy kina queerowego, ale mają one zawsze posmak enklawy, czy też – jak mówią wtajemniczeni – „branży”. Tymczasem produkcje Mayfly’a można znaleźć w zwykłym sklepie z płytami DVD, gdzieś między Bondem a Pixarem. Kierunek jest dobry, nawet jeśli kroki niepewne.
(…)
Całość tekstu na łamach „Dwutygodnika”.
Czy Lifschitz to jest francuskie nazwisko? :D
OdpowiedzUsuńBrzmi jak nazwisko żydowskie, ale nie znam historii jego rodziny.
OdpowiedzUsuń--M.
Postulowane "Wild Side" także ukazało się w tej serii. Co do kwestii językowych - nie przesadzałbym - podobnie jest ze słówkiem 'gay' w angielskim: funkcjonuje zarówno jako przymiotnik (gay person) jak i rzeczownik (gays and lesbians).
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ale nikt po angielsku nie powie o sobie "I'm a gay", tylko: "I'm gay", a to - by pozostać przy angielszcyźnie - "makes a world of difference" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i cieszę się z wydania WILD SIDE.
--MO