Ocena: 6/10
Jednak rozczarowanie. NIENASYCENI tego samego reżysera to był mój ulubiony film roku 2016. Niestety, nowy film nie dorasta do tamtego poziomu. Ta gejowska fantazja o niewinnej, płynno-seksualnej, słodko-gorzkiej idylli rozegranej w Edenie północnych Włoch, jest zbyt miękka i rozmyta -- przynajmniej jak na mój gust. Scenarzysta James Ivory adaptuje źródłową powieść Andre Acimana, rezygnuje z jej czasowych zawijasów i podaje nam tak naprawdę odgrzany kotlet ze zmielonych razem MAURYCEGO (1987) i POKOJU Z WIDOKIEM (1985). Mamy więc wszystko: erotyczne uniesienia i kulturę (bardzo) wysoką; suto zastawione stoły; symbolicznie rozbijane jajka na miękko; ściekający po palcach sok z brzoskwini mieszający się z miłosnymi płynami ludzkich ciał... Pozazdrościć, rzecz jasna -- ale osobiście nie mogę przejść do porządku dziennego nad faktem, że postać Armiego Hammera jest niedopisana i niedograna. Skoro pod koniec jego Oliver dokonuje tragicznego w istocie wyboru, powinniśmy się dowiedzieć, co nim kierowało. Ivory i Guadagnino kształtują go jako żydowsko-greckiego półboga z idealną rzeźbą ciała i jeszcze piękniej wyrzeźbionym umysłem wytrawnego lingwisty, ceniącego muzykę klasyczną. OK. Ale kim jest Oliver jako człowiek...? Co go boli, a co cieszy...? Tego nie wiemy. I dlatego jego letnia idylla z (fantastycznym w tym filmie!) Timothee Chalametem jest pozbawiona chemii i wagi. Kiedy Tilda Swinton przywierała (wbrew sobie!) do Ralpha Fiennesa w NIENASYCONYCH, czuliśmy, że nie może być inaczej -- że tych dwoje to dwie połówki klejącego się do siebie magnesu o sile tektonicznej płyty. Kiedy Chalamet po raz pierwszy położył rękę na kroczu Hammera, powiedziałem sobie "aha" i spojrzałem na zegarek. Nie ta temperatura. Co powiedziawszy, powiem i to: finałowy monolog Stuhlbarga jest *genialny*.
Nie sądziłem, że będę bronił takiego filmu, a jednak :) uważam że trochę przesadzasz z ważnością większej rozbudowy postaci Oliviera, jak dla mnie to nie o nim film, nie jego namiętności i wątpliwości są głównym tematem, a Elia i chyba przyznasz że jego postać jest świetnie przedstawiona. Co do samego Oliviera - on się tak bardzo nie przejmuje, dla niego przygoda z Elio nie była żadnym kształtującym życie epizodem, była po prostu przygodą, miłą przyjaźnią, bo chłopak fajny i w sumie czemu nie? Nie wiem też o jakim dramatycznym wyborze piszesz? Że się ożenił? Przecież to było oczywiste, Elio nie wywarł na nim aż takiego wrażenia, żeby porzucać normalne życie u boku kobiety - jego reakcja na złapanie za krocze to też było zaskoczenie, Twoje odczucia są wg mnie intencją reżysera w tej scenie.
OdpowiedzUsuńKluczową sceną filmu jest wg mnie ta z brzoskwinią, ładnie pokazuje, że Elio bucha pożądaniem, eksperymentuje, ale gdy Olivier próbuje owoc zjeść (sam uznając, że nawet jeśli to chore, to co z tego?) to Elio jest zażenowany i wystraszony, boi się - dla niego to wszystko ma dużą wagę, a Olivier dobrze się bawił.
Pozwole tez sobie obronic film:
OdpowiedzUsuń1. ''jest zbyt miękka i rozmyta -- przynajmniej jak na mój gust.'' Owszem gusta sa rozne, w moim odczuciu natomiast to mialo byc miekkie, rozmyte, jak wspomnienia relacji, ktore sie idealizuje.
2. Co do Olivera - zgadzam sie z panem powyzej, to nie o nim glownie jest film, film jest o Elio, o rodzinie, ''coming of age'' film, ksiazka, na ktorej oparty jest film to ciag mysli Elia, nie ma tam praktycznie nic z punktu widzenia Olivera, ale wiemy, ze cieszy go Elio, wiemy, ze zalezy mu na szczeciu i dobrobycie Elia. Czemu podjal taka decyzje? Bycie Zydem w New England w USA to byl juz problem, bycie Zydem Gejem mozna sobie wyobrazic jeszcze bardziej + jego ojciec by nie pochwalal, mowi przeciez, ze ojciec wyslalby go to poprawczaka gdyby sie dowiedzial.
3. Brak chemii miedzy dwoma glownymi aktorami nawet nie wiem jak skomentowac, przykre, ze niektorzy tak odczuwaja, bo osobiscie w myslach mam wszystkie sceny ich jakiejkolwiek interakcji, wzroku, dotyku, pocalunkow itd. Znowu: Oliver to byl ten, ktory przez dobre 60% filmu nie chcial sie do konca w to pakowac, wiec byl lepszy w ukrywaniu pragnienia...
4. Finalowy monolog Stuhlbarga jest genialny, zgadzam sie w 1000000%.
pedalski film
OdpowiedzUsuń