Rewers. Znakomity, dziwny, symptomatyczny. Po Lankoszu spodziewam się odtąd najlepszego.
Zaczyna się od socrealu jako festiwalu ciała: mięśnie sportowców w kronice filmowej, nienasycenie dyrektora, zdrowie i młodość wylewające się z propagandowych plakatów. Seksualna fiksacja dziewiczej bohaterki znajduje idealny obiekt w ubeku Dorocińskim – scena erotyczna między tą dwójką jest rewelacyjna: przemoc, znój (łyk wody w trakcie), plus przebłyskująca twarz dyrektora – chuć w stanie czystym, z całą swą ekscytacją i pustką post factum (jednocześnie przeintelektualizowana Sabina nie może się powstrzymać i przez cały czas myśli).
Rozczarowanie i konfuzja inicjacji seksualnej zostają przekute w fantazmatyczne niemal utożsamienie Falskiego z przemocą państwa. Sabina ma wiele wspólnego z Carol ze Wstrętu (1965) Polańskiego: seksualna niepewność dolewa oliwy do ognia (czyli do wyznania Falskiego) i owocuje wysoce nieprawdopodobnym i histerycznym morderstwem.
W ogóle cały film ma moc fantazmatu – snu ofiary komunizmu o systemie jako uwodzicielu. Morderstwo ma w tym śnie moc oczyszczającą, mimo że konsekwencje uwiedzenia nie są odrzucone (syn Sabiny powracający po latach ze Stanów). Sabina zapala świeczkę na schodach Pałacu Kultury – na grobie swego (jedynego?) kochanka – a Nina Simone śpiewa w tle, że „jestem tylko duszą pełną dobrej wiary, / Boże, obym nie została źle zrozumiana”.
Jeśli potraktować Rewers jako emanację pewnego stanu ducha społeczeństwa polskiego, to jest to przede wszystkim filmowy egzorcyzm nad przeszłością. Bestia była Bestią i należało ją zabić, ale miłość Pięknej ostatecznie przekształca Bestię (po latach) w Królewicza – w tej wersji w homoseksualnego syna: męskiego, pięknego, kochającego – ale i mieszkającego gdzie indziej; w Nowym Jorku. Czy sens Rewersu polega na tym, że zły system spłodził pośmiertne piękno – ale że przetrwa ono tylko jedno pokolenie…? Ciekawe, że kiedy kochanek Dorocińskiego rozmawia z Sabiną, ten tłumaczy na polski wszystkie jego kwestie prócz jednej: „Ask her if I can call her mom”.
PS. Poziom reżyserii aktorów jest odświeżająco wysoki: Lankosz potrafi jeść ciastko i je zachowywać, w tym sensie że jego bohaterowie są typami (Sabina Agaty Buzek zbliża się do karykatury; także dzięki sposobom, w jaki oświetla jej twarz i sylwetkę Koszałka), ale są także czymś więcej – wydają się faktycznie zamieszkiwać czarno-białą przestrzeń tego filmu; czują się w niej u siebie.
mnie nie przekonala czesc wspolczesna tego filmu, aczkolwiek podoba mi sie Twoja interpretacja.
OdpowiedzUsuńi odrobinke mi zazgrzytal ten jeden element ciut nadprzyrodzony - skąd Bronislaw wiedzial o monecie?
zreszta cala watek monety byl nazbyt rozdmuchany. Ludzie nie takie rzeczy ukrywali podczas wojny, wiec taki sposob przechowywania jednej monety wydaje mi sie nieco przesadzony.
Halo Kubo,
OdpowiedzUsuńinscenizacyjnie faktycznie część współczesna jest słabsza od reszty, ale ideowo jakoś się klei.
Też nie wiem, skąd Falski wiedział o monecie -- ale dla mnie to tylko jeszcze jeden dowód na to, że Sabina projektuje własną erotyczną histerię na niego: to może równie dobrze być wytwór jej właśnie-rozdziewiczonej rozedrganej wyobraźnie (vide analogia z Carol ze WSTRĘTU).
PS. Ktoś powiedział mi wczoraj, że do 1954 roku za przechowywanie amerykańskiej waluty groziła w Polsce kara śmierci, ale nie wiem, jak to sprawdzić. Tak czy owak: Bart nie przesadził chyba aż tak bardzo.
OdpowiedzUsuńgdyby to byl worek monet to moze bym uwierzyl w histerie na tym tle. Ale przy jednej monetce to caly czas jest to gruba nicia szyte. Byc moze w powiesci jest jakos bardziej uzasadnione, ale w filmie mnie nie przekonalo :/
OdpowiedzUsuńpzdr
Michał, a jak Ci się podoba sugestia, że Bronisław to diabeł? Taka aluzja pojawiła się między innymi w wywiadzie z Agatą Buzek w "Wysokich Obcacach". Wtedy scena ze świeczką mogłaby się odnosić do znanego skądinnąd powiedzenia "Bogu świeczkę, a diabłu ogarek" (chociaż tu byłoby na odwrót;)
OdpowiedzUsuńhttp://tygodnik.onet.pl/1,8284,druk.html
OdpowiedzUsuńPo te, jakże jej miłe, walory postanowiła sięgnąć władza ludowa. Początkowo do rekwizycji wykorzystywała przedwojenny (z 1936 r.) dekret prezydenta. W 1950 r. uchwaliła własną ustawę o zmianie ustroju pieniężnego. Zakazywała ona posiadania walut obcych, a za złamanie tego zakazu przewidywała karę więzienia i grzywnę w wysokości do 100 tys. zł. Ustawa chytrze nie precyzowała, jak długi mógł być to pobyt w więzieniu. Za to za obrót dewizowy przewidywała grzywnę w wysokości do 300 tys. zł oraz „karę więzienia albo dożywotniego więzienia, albo karę śmierci”
Dzięki za research, Olku!
OdpowiedzUsuńprzegadane
OdpowiedzUsuń