Pięknie zrymowały się te urodziny: wczoraj Betty Hutton, ze swą najwybitniejszą rolą w Cudzie z Morgan’s Creek (1944) Prestona Sturgesa, a dzisiaj: William Demarest, urodzony 118 lat temu komediowy geniusz, który w Cudzie… zagrał jej ojca; przewrażliwionego na punkcie przedmałżeńskiego seksu porucznika Edmunda Kockenlockera.
Demarest był częścią trupy Sturgesa: pojawił się we wszystkich jego filmach ze złotego okresu. Gbur, nie ufający nikomu i wciąż na granicy cholerycznego wybuchu, typ grany przez Demaresta nigdy się nie rozkleja. W ogóle nie przejawia jakiejkolwiek wrażliwości. Jest zimny, ale rzadko kiedy bywa skuteczny (jego córka Trudy zachodzi w sześciokrotną ciążę mimo ojcowskiej kurateli w Cudzie…) – i dlatego nie budzi strachu. Jest mizantropem w typie W.C. Fieldsa, ale w przeciwieństwie do tego ostatniego nie ma w nim narcyzmu – niczego nie chce nikomu udowadniać; jego wyobraźnia jest zbyt prostacka, by zmyślać i mataczyć. Bohater Demaresta chce świętego spokoju – i posłuszeństwa. Nie ma szans na żadne z nich; jego wieczna frustracja jest źródłem naszej radości.
Tutaj scena z Cudu…, w której Demarest wymusza na Eddiem Brackenie deklarację ślubych planów z Betty Hutton. Moment na pozycji 1:24-1:27 (podejrzliwe: „There isn’t any idiocy in your family…?”) to czysty, cudowny, ciosany najgrubiej jak tylko można Demarest.
on podobno zaczynał w "Śpiewaku jazzbandu" w 27, nie do wiary! Laura
OdpowiedzUsuńcoś podobneog
OdpowiedzUsuń