Film Rodrigo Cortésa jest – o ile to możliwe – jeszcze bardziej klaustrofobiczny niż niedawny Liban (2010), oparty na podobnym ograniczeniu przestrzennym. O ile jednak w Libanie swoistym ratunkiem były obrazy z czołgowego peryskopu, o tyle w Pogrzebanym nie ma już nawet tego. Ogromna presja, jakiej poddany zostaje główny bohater – a za nim widz i odtwarzający główną rolę Ryan Reynolds – chwilami ma wymiar fizyczny i byłaby trudna do zniesienia, gdyby nie rozbłyskujący tu i tam (wisielczy) humor.
(…)
Całość tekstu na łamach „Przekroju”; zapraszam!
dobrze napisane
OdpowiedzUsuń