[Michael Fassbender jako krytyk filmowy Archie Hicox w Bękartach wojny (2009) Quentina Tarantino]
Uwag o krytyce filmowej ciąg dalszy:
(4) Dobra krytyka nie jest polityczna. Oczywiście, formułując tę zasadę w ten właśnie sposób, celowo prowokuję środowisko „Krytyki Politycznej” – ale bynajmniej nie chodzi mi o zanegowanie dorobku piszących tam autorów (wielu podziwiam, czemu nieraz dawałem wyraz). Idzie mi o co innego: krytyka, która zbyt ślepo podąża za teorią (czy to będzie Althusseriańskie rozumienie ideologii, Lacanowskie rozumienie psychoanalizy, czy katolicka nauka o planowaniu rodziny) – taka krytyka skazana jest na zaściankowość. Można grzać się na zapiecku teorii lewicowych albo prawicowych, ale obydwa one są równie zabójcze – zwłaszcza jeśli to właśnie na tych zapieckach rozbijemy nasze obozy, ustawimy lunety i stamtąd będziemy obserwować sztukę.
Moja robocza definicja sztuki filmowej (każdej sztuki) brzmi tak: sztuka jest rodzajem komunikacji międzyludzkiej bazującym na niespodziance i wytrąceniu z utartych kolein myślenia i percepcji. Te koleiny mogą być różne: dla jednych będzie to pułapka myślenia korporacyjnego, dla innych – pułapka myślenia antykorporacyjnego. Dla jednych będzie to antykapitalistyczny sentyment rewolucjonisty, dla innych – kapitalistyczny sentyment przedsiębiorcy. I jeden, i drugi (i jedna, i druga) przegrali (jako krytycy) już w momencie podpisania się pod swym dogmatem – tj. jeśli nie są gotowi go kwestionować i dyskutować.
Dobry film nie musi być politycznie celny. Film politycznie celny nie musi być dobry. Te aspekty ani się wzajemnie nie wykluczają, ani nie gwarantują. Kryterium dobrej krytyki powinno być przede wszystkim estetyczne i filozoficzne: innymi słowy, krytyk powinien zdawać sprawę z tego jak (estetyka) i co konkretnie (filozofia) mówi dany film. Owo „co” bywa równie zaskakujące dla widza, jak i dla twórcy – nie idzie tu o odszyfrowanie komunikatu niejako „zawartego” w filmie odgórnym nakazem scenarzysty. Wręcz przeciwnie: krytyk powinien być reporterem pracującym na froncie myśli, wyglądów, dźwięków, idei i wynikających z nich sprzeczności: każdy film jest jak pole bitwy, gdzie elementy z różnych porządków walczą ze sobą, spierają się i wzajemnie na siebie wpływają. Ostateczny efekt nigdy nie jest tylko „wypełnieniem zamiaru”, ale wypadkową szczęścia, losu, intencji i wrażliwości samego widza (tego, jak patrzy na świat).
Krytyka skupiona na polityce; widząca filmy jedynie jako mniej lub bardziej zręczne produkty uboczne nieustannej pracy ideologii (cegły wyskakujące z prasy, podawane na taśmie transmisyjnej masowej kultury), jest krytyką skazaną na partykularyzm. Jeśli naszym pierwszym odruchem (jako krytyków) nie jest już opisanie tego, co zobaczyliśmy na ekranie i co nas w kinie zaskoczyło bądź nie, ale sięgnięcie po przybornik ideologa i obcążki z napisem „gender”, „kolonializm” czy choćby (konik prawicowców) „agitka” – oznacza to, że nasze oczy są już bardzo szeroko zamknięte.
CDN…
Kurde, nie działa tu opcja ctrl+v. Chciałem wkleić cytat z Schellinga, z którego wynika, że nie ma różnicy między skrzywieniem teoretyczno-politycznym a dystansowaniem się od skrzywienia. Jest tylko różnica między teorią świadomą i nieświadomą. Nie ma ucieczki od teorii.
OdpowiedzUsuńNie ma ucieczki od teorii, ale jest ucieczka w teorię. Ta druga jest zła.
OdpowiedzUsuń"Więcej Tory, więcej życia". Talmud
OdpowiedzUsuńTo jest takie podejście, w którym im więcej intelektualizmu i myślenia, tym mniej życia naturalno-spontanicznego, a więcej "prawdziwego życia", czyli właśnie nienaturalnego. To dlatego Marks pisał o "idiotyzmie życia wiejskiego".
OdpowiedzUsuńChoć gdy czytam teksty z zakresu gender studies, to też mną wstrząsa. No i się nudzę, bo z góry wiem, co będzie.
OdpowiedzUsuńJak mawiał Jezus Chrystus, to prawo jest dla człowieka, a nie człowiek dla prawa.
OdpowiedzUsuńPS. I tak samo jest z teorią. Zgadzam się z Chestertonem: szaleniec to nie człowiek pozbawiony rozumu, tylk człowiek pozbawiony wszystkiego poza rozumem. Analogicznie: krytyk zideologizowany to nie krytyk pozbawiony narzędzi badawczych, tylko krytyk pozbawiony wszystkiego poza narzędziami badawczymi.
OdpowiedzUsuńHu hu, a ja myślałem, że to cytat z Rosenzweiga: "prawo dano człowiekowi, nie człowieka prawu" ("Gwiazda zbawienia"). Nawet tak chciałem zatytułować swój doktorat: "Prawo dano człowiekowi".
OdpowiedzUsuńMk 2,27
OdpowiedzUsuńNo tak. Rosenzweig w sumie chciał się ochrzcić, ale potem postanowił zreformować judaizm od wewnątrz
OdpowiedzUsuńFajna dyskusja;)
OdpowiedzUsuńCyt. MO:
OdpowiedzUsuń"Jeśli naszym pierwszym odruchem (jako krytyków) nie jest już opisanie tego, co zobaczyliśmy na ekranie i co nas w kinie zaskoczyło bądź nie, ale sięgnięcie po przybornik ideologa i obcążki z napisem „gender”, „kolonializm” czy choćby (konik prawicowców) „agitka” – oznacza to, że nasze oczy są już bardzo szeroko zamknięte."
To mi pasuje do pewnego profesora od literatury polskiej, takie czasem oczy miewa. :)
BaFilmowa
Dotąd nie udzialałam się w komentarzach, ale Pana blog jest już stałym gościem moich netowych wypraw :) O kinie pisze Pan mądrze i ciekawie, za co dziękuję. Dyskusja o krytyce również w wielu fragmentach interesująca. Mam wrażenie, że im więcej jest mediów (ostatnio głównie elektronicznych), tym mniej osobowości piszących. Większość tekstów o kinie (jestem przysięgłą kinomanką, nie filmoznawcą), wyglądają tak jakby pisała je jedna i ta sama, politycznie poprawna, osoba. Na szczęście są wyjątki. Bo jeżeli istnieje taki blog jak Pana, a w prasie pojawiają się tak znakomite, również literacko, teksty jak wspomnienie o Ericu Rohmerze w ostatnim "Filmie" (oraz duuzy esej o tym wspaniałym twórcy w Filmwebie, tego samego młodego autora), to jestem spokojna. Prawdziwa indywidulaność krytyczna obroni się zawsze. Niezależnie od koniunktury... Pozdrawiam Pana - tak trzymać! Kamila
OdpowiedzUsuńWitam Panią serdecznie, bardzo dziękuję za miłe słowa pod adresem bloga. To bardzo cenne, kiedy jako czytelnicy potrafimy znaleźć krytyka, któremu ufamy. Cieszę się, że znalazła Pani kogoś takiego także we mnie; jestem pewien, że ucieszyłby się z Pani wsparcia także Łukasz Maciejewski (autor obydwu tekstów, jakie Pani cytuje).
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!--
--MO
Tak, oczywiście - niezwykły pan Łukasz, wypadło mi nazwisko. Same serdeczności. Kam.
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie napisane
OdpowiedzUsuń