23 września 2017

Pomiędzy słowami (2017, Antoniak)

POMIĘDZY SŁOWAMI Urszuli Antoniak to monochromatyczna fantazja o asymilacji Polaka na Zachodzie, z perfekcyjnie dwujęzycznym Jakubem Gierszałem w roli kameleona doskonałego.
Jako Michał -- urodzony i wychowany w Polsce prawnik brylujący w prestiżowej berlińskiej kancelarii -- Gierszał świadomie nadaje swojej roli cechy mechaniczne. Chodzi i wygląda jak model od Armaniego, obnosząc nienaganne garnitury niczym twardą, połyskującą korpo-zbroję. Jest piękny, prowokacyjnie aryjski i seksualnie ambiwalentny. (Gdyby dziś Luchino Visconti obsadzał swojego Tadzia w ŚMIERCI W WENECJI, Gierszał byłby naturalnym kandydatem.)
Co więcej, Antoniak czyni go "prawnikiem" tylko w sensie umownym: "prawnik" to w świecie tego filmu co najwyżej skrót myślowy, konotujący społeczną pozycję i zaangażowanie w język sprawowania władzy. (W wielkim, designerskim mieszkaniu Michała nie znajdziemy ani biblioteczki kodeksów, ani nawet rzeczy tak prozaicznej, jak komputer i drukarka -- a on sam nie sporządza na naszych oczach nawet jednego pisma, nie wertuje ani jednej książki, etc.)
Kluczem wizualnym są w tym filmie ostre kontrasty czerni i bieli, kojarzące się z niemieckim ekspresjonizmem -- a także zderzenie zmechanizowanych figurek ludzkich z zimnym monumentalizmem berlińskiej architektury (wyraźnie zainspirowane pracą Vittorio Storaro w KONFORMIŚCIE [1970] Bertolucciego, gdzie seksualnie nieokreślonego kameleona grał z kolei Jean-Louis Trintignant). Michał jest w tej przestrzeni zarówno graczem, jak i pionkiem.
Klucza emocjonalnego dostarcza z kolei zderzenie Michała z jego ojcem, odwiedzającym syna po latach i reprezentującym wschodnioeuropejską nieufność wobec niemieckiego "ordnungu". Ojca gra rozczochrany i zarośnięty Andrzej Chyra, wnoszący do tego hiper-formalnego filmu dezynwolturę i seksowny luz -- nawet jego profesja (muzyk) konotuje kreatywność i płynność, tym mocniej kontrastujące z uporządkowanym alter ego (?) polskiego chłopca, który zrealizował fantazję i stał się Niemcem; człowiekiem Zachodu pozbawionym psychicznego bagażu Mitteleuropy. (W pewnym sensie POMIĘDZY SŁOWAMI to swoisty wariant TONIEGO ERDMANNA, który ukazywał podobną konfrontację, tyle że wersji 'hippie vs. korpo')
Oczywiście film jest tak naprawdę opowieścią o tym, że fasadowa niemieckość Michała jest skazana na pęknięcie i posypanie się w gruzy. Czynnikiem zmiany są nie tylko konfrontacje z ojcem, ale i spotkania z Amelią, polską barmanką graną przez Justynę Wasilewską (fizycznie podobną do Antoniak), dla której balansowanie między tożsamościami jest bardziej tańcem i zabawą, niż (jak dla Michała) sportem wyczynowym, w którym stawką jest cała jego tożsamość. Do tego dochodzi (przyznaję, najmniej mnie przekonujący) wątek rasowy, w ramach którego Michał projektuje swoją wschodnieuropejską inność na "czarnego innego", co łączy z kolei ten nowy film z wcześniejszą STREFĄ NAGOŚCI.
Nie umiem wystawić temu filmowi oceny punktowej. Zrobiła go artystka, której wrażliwość mnie fascynuje i którą miałem okazję poznać osobiście -- a nasze rozmowy okazały się dla mnie wielką intelektualną przygodą. Dostrzegam w POMIĘDZY SŁOWAMI siły i słabości; na pewno jest to film, z którym będę się konfrontował jeszcze raz i który nie objawia wszystkich sensów na pierwszym seansie. Przede wszystkim widzę tu jednak kolejny etap poszukiwań kogoś, kogo chcę słuchać, oglądać -- i komu bardzo kibicuję.

15 września 2017

The Square (2017, Östlund)


Po TURYŚCIE miałem smaka na arcydzieło. Złota Palma tylko pobudziła apetyt. Ale THE SQUARE, mimo że bardzo ciekawy, inteligentny, prowokacyjny i zabawny -- arcydziełem nie jest. Ruben Östlund nakręcił satyrę na świat sztuki nowoczesnej -- na wszystko to, co samozwańczo deklaruje swą misyjność, progresywność i społeczne zaangażowanie (a co nierzadko skrywa intelektualną pustkę, ideową hipokryzję, hierarchiczne wykluczanie, koteryjne wojny podjazdowe, etc). No i OK. Ale problemów jest kilka:
(1) ten świat jest, może obok dowcipów o policjantach i blondynkach, najłatwiejszym obiektem satyry, gwarantującym jego karykaturzyście maksimum łaskotek przy minimum wysiłku (wystarczy pokazać w kadrze minimalistyczną wystawę, okrasić pretensjonalnym żargonem -- i śmiech na sali gotowy, bo publiczność chce wyegzorcyzmować swój niepokój wobec kodów sztuki współczesnej, a najłatwiejszy z tych egzorcyzmów to formułka o "bełkocie");
(2) dramaturgia tego 142-minutowego filmu częstokroć siada, chwilami miałem wrażenie, że całość działałaby o wiele lepiej jako 6-częściowy miniserial na Netflixie;
(3) obsadowy ukłon w stronę MAD MENÓW w postaci Elizabeth Moss chyba nie jest przypadkowy, bo Östlund też bierze się za temat "kreatywa w kryzysie" , ale poza głównym bohaterem niemal nikt nie ożywa w tym filmie jako coś więcej, niż inteligentny rysunek satyrtyczny.
Östlund to hiper-inteligentny reżyser. Ta inteligencja go niesie -- i czasami mu szkodzi. Fascynują go klasowe rozwarstwienia i klasowe hipokryzje po obydwu stronach przychodowej barykady, a także poszukiwanie miejsca dla atawizmów (głównie męskich) w hiper-poprawnej, późno-kapitalistycznej rzeczywistości, która ma problem z wszelkim biologizmem (bo zapragnęła wszystko obrócić w dyskurs). THE SQUARE to lektura obowiązkowa i film, o którym długo będzielmy rozmawiać (nie wiem, czy Östlund nie jest najbardziej utalentowanym satyrykiem europejskim od czasu Elio Petriego), ale koniec końców nie mialem wrażenia obcowania z wielkim kinem.
Ocena: 7/10