6 maja 2010

Zakochany Nowy Jork (2009, różni reżyserzy)

Ocena: **1/2

Sidney Lumet powiedział kiedyś, że Nowy Jork to jeden wielki plan filmowy: wyceluj obiektyw, a magia sama przeleje się na taśmę. Producenci Zakochanego Paryża (2006) wzięli te słowa na serio – ich najnowsza nowelowa składanka osadzona jest właśnie w Wielkim Jabłku. Zamiast jednak otworzyć się na magię najbardziej ekscytującej metropolii świata, Zakochany Nowy Jork (2009) ze sceny na scenę coraz bardziej się na nią zamyka.

(…)

Całość tekstu na łamach „Przekroju”. Zapraszam!

A tu przypomnienie, jak o Nowym Jorku opowiadać należy:

11 komentarzy:

  1. "sam obraz ma połysk kredowego papieru, na którym nie wolno ani notować, ani zaginać rogów (koszmar bibliofila!)."-------ja tam lubię papier kredowy, można na nim ćwiczyć pedantyzm :)

    "żaden jednak nie oddał na ekranie magii miasta, która miała być racją bytu całego projektu."-----------powiedziałbym że żaden się nie starał. te historyjki równie dobrze mogły by się odbywać w Sosnowcu.

    "Filmy nowelowe rzadko się udają. " temat na osobną dyskusję :) myślę że można traktować takie filmy na 2 sposoby:
    A-każdy wybiera z nich tylko segmenty swoich reżyserów i ocenia w oderwaniu od kontekstu. Często taki trick można stosować przy opisywaniu filmografii poszczególnych reżyserów - weźmy Altmana i jego udział w filmie "ARIA" [1987] Syska opisuje go zupełnie omijając wartość innych części . Nie ma się co dziwić, jak piszemy o mistrzu łatwo napisać jedno zdanie że mistrz podejmuje tu swoje tematy i jest to dla mistrza typowy filmik.

    Aria-ultra unikat :) choć ostatnio gdzieś to na DVD wydali.

    Tak więc są dwie szkoły. Myślę że ze szkoły A będą korzystać zakochani fani Natalie Portman ;)

    szkoła B - traktujemy film nowelowy jako CAŁOŚĆ, która cała powinna GRAĆ. I każdy tu ma inne oczekiwania - bo widz jest przyzwyczajony że jak idzie na 2 godz. do kina to jak się okazuje że dostaje 10 minifilmów, każdy ze swoją dramaturgią no to napięcie i fabuła nie będzie stopniowała się jak u Arystotelesa. To może być całkowity rollercaster.

    Myślę że czasem trzeba "użyć" szkoły A czasem B :)
    Ja mogę polecić CREEPSHOW [pierwsza część, lata 80'] lekki, horrorowaty, nawiązujący do komixów z lat 50. Romero maczał palce i St. King. Oglądałem to 10 lat temu i pomimo infantylności jest to film, który każdy fan komiksu Kinga i Romero chyba już zna :)

    Lekkie, campowe kino! No i Leslie Nielsen.

    Jeszcze były OCZY KOTA też powiązane z Kingiem - chyba nawet wszystkie 4 nowele były na podst. Kinga.

    ------------------------
    "Banał bywa przyjemny. Banał daje się oglądać. "

    Mnie ciężżżżżżżżżżżżżżżżko się to oglądało.
    Ojjjjjj ciężko. Najbardziej grafomański był filmik z Natalią P. :(((( ojejku nie wiedziałem czy płakusiać, czy wzruszać się, czy wyjść, zmienić wiarę, czy iść do chińskiej na makaron, czy kupić sobie woalkę :O
    MA SA KRRRRRAAAAAAAA. Najbardziej łopatologiczny film 2010.

    Ale na plus mogę dać JEDNĄ nowelkę, która na mnie wywarła super pozytywne wrażenie.
    Ta o kobiecie i mężczyźnie którzy palą przed barem. Ona podrywa jego. Zaprasza Go do łóżka, potem się wycofuje, mówiąc że ma męża. i że musi wracać. potem okazuje się że to ON jest jej mężem

    dlaczego to jest dobre?
    Bo to najlepsza [oprócz Antonioniego] ekranizacja stylu krótkich opowiadań Cortazara! Oczywiście miał on w swoim dorobku różne motywy, style narracji etc, mówię tutaj o tym "realizmie magicznym"

    miód.
    Paradoksalnie w napisach końćówych nie pokazali KTO TO WYREŻYSEROWAŁ!!!
    Moje godzinne śledztwo po IMDB doprowadziło mnie do informacji że to CHYBA był gość, który w napisach był oznaczony jako gość odpowiedzialny za "łączniki między segmentami".

    Ale nie mam pewności czy to on , a szkoda.

    Pozdrawiam
    Łukasz Sk.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, dobre pytanie -- mnie też nie udało się ustalić autorstwa tej (zgoda, że najlepszej!) nowelki.

    ARII nie widziałem, wiem tylko o jej istnieniu z książki o Godardzie. Fascynujący dobór reżyserów -- postaram się to namierzyć.

    Ja jestem zwolennikiem tezy, zgodnie z którą nowelki w filmie nowelowym powinny ze sobą korespondować. Tylko wówczas możemy mówić o artystycznej całości -- inaczej jest to zapping, z kanału na kanał. Moim ulubionym filmem nowelowym są TUBE TALES, które ocierają się jako całość o arcydzieło. MAŁE DRAMATY i KOLOROWE POŃCZOCHY Nasfetera to inny wzór, do którego warto dążyć.

    Pozdrawiam!--
    --M.

    OdpowiedzUsuń
  3. oj to muszę obejrzeć te opowieści z metra, jakoś mi umknęly, jedynie w TV widziałem urywki.

    A czy Michale widziałeś może to:
    http://fdb.pl/film/4287-11-09-01/plakaty/122686

    Film z 2002 po tragedii 11 września. Min. Inarritu, Ken Loach, Szon Penn :)

    Zastanawiam się czy to obejrzeć.

    Pozdrawiam
    Łukasz Sk.

    OdpowiedzUsuń
  4. WItam! Widziałem ten wilm o 9/11, ale był *bardzo* słabiutki. W zasadzie nikomu nie udało się tam zmierzyć z tematem, z tego co pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy już przy nowelowych jesteśmy, a Łukasz pisał o "Creepshow" i "Oczach kota", nie zapomnijmy o "The Monster Club", ostatnim filmie z Amicusa. Aż się łezka w oku kręci, gdy podstarzali Vincent Price i John Carradine rozmawiają w najlepsze przy dźwiękach muzyki disco :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Obejrzałam i strasznie się zawiodłam. Zakochany Paryż pomimo dość pretensjonalnego tytułu był różnorodny: śmieszny, liryczny romantyczny, niekiedy kiczowaty ale oddawał w sumie to co powinien - atmosferę miasta ( i charakter wielu jego mieszkańców). Tymczasem ten film jest zupełnie o niczym - ani miasta nie widać za bardzo ani też za bardzo nie widać miłości. Być może reżyserzy zbyt zaufali potędze wielokulturowości Nowego Yorku wychodząc z założenia że wystarczy pokazać ile tu narodów mieszka byśmy poczuli ducha miasta ,być może nie do końca fortunnie wybrano reżyserów ( Natalie Portman choć świetna w tym filmie jako aktorka zupełnie nie sprawdziła się w reżyserskim debiucie) przede wszystkim jednak żadna z przedstawionych historyjek nie wciągnęła na tyle by poświęcić jej więcej czasu. Zabrakło w tym wszystkim naturalności - każde słowo jakie padło wydawało się być starannie wyreżyserowane. No i mało w tym Nowojorskim filmie samego Nowego Yorku - wiem że wszyscy chcą uciec od tradycyjnego wizerunku z drapaczami chmur przecinającymi niebo ale przecież taki film powstaje min. po to byśmy sobie mogli popatrzeć na miasto. Oczywiście istnieje jeszcze jedna teoria - że tak naprawdę Woody Allen opowiedział nam już o NY wszystko co powinniśmy wiedzieć i inni tylko się powtarzają;)

    OdpowiedzUsuń
  8. chodzi o tę nowelkę z Cooperem i Robin W.P., a w drugiej odsłonie z Hawkiem i panią Q? Yvan Attal. ja się jej nie dałam ponieść, w obu odsłonach była dla mnie zbyt oczywista no i niestety urok prysł...ale ja też nie lubię zaginać rogów w książkach, mimo że uważam się za bibliofila :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak napisał Pan Veikko, cytując Anne Faideman, są bibliofile cieleśni i bibliofile platońscy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. W duchu Pani Ani, która jest patologiczną korektorką (zob. o tym esej „Wstaw stację” w Ex libris), dodam, że jej nazwisko pisze się „Fadiman”, nie „Faideman” ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zwykle racja! Dziękuję za czujne oko!

    OdpowiedzUsuń