21 lipca 2010

Dwie czołówki


[Dave /Keir Duella/ na fotelu po prawej stronie; 2001: Odyseja kosmiczna (1968)]


Dziś będzie nostalgicznie. Korzystając z faktu, że zakupiłem program „Magix: Ratuj swoje kasety wideo!” i wczoraj trochę z nim poszalałem, chciałem przypomnieć dwa cykle telewizyjne, które – bez żadnej przesady – zadecydowały o tym, kim jestem dzisiaj. Jeden nazywał się „Sto na sto, czyli sto filmów na stulecie kina” i został wyemitowany przez TVP w roku 1995 (nietrudno się domyślić, co upamiętniał). Drugi to „Mistrzowie kina”, który był obecny na antenie przez dobrych kilka lat (poniedziałkowe późne wieczory na TVP1).

Jeśli idzie o „Sto na sto”, obejrzałem go wówczas (prawie) w całości – i nagrałem każdy jeden film, z wyjątkiem 2001: Odysei kosmicznej (1968), w trakcie emisji której nastąpiła awaria prądu. Do dziś pamiętam, jak wszystko wokół zgasło w najbardziej trzymającym w napięciu momencie (Dave wychodzi w przestrzeń, by ratować Franka). Popłakałem się wtedy, jak na dziecko przystało (nie zapomnę tej daty: 27 kwietnia 1995!). W tamtym czasie naprawdę nie było możliwości zdobycia filmu skądinąd. W wypożyczalniach były tylko nowości; Internet nie istniał; moja rozpacz była czarna jak smoła.

Wspomnienie osobiste nr 2: rok temu przebywałem na stypendium naukowym w Nowym Jorku i uczestniczyłem w zajęciach Jima Hobermana zatytułowanych „Cinema Since 9/11”. Pomijam fakt, że były to absolutnie najlepsze zajęcia, w jakich kiedykolwiek dane mi było wziąć udział – to nie ma teraz znaczenia. Cały kurs rozpoczął się projekcją 2001… Kubricka z blu-ray’owej płytki na wielkim szkolnym ekranie. Te konkretne zajęcia były zatytułowane „Is Future Still What It Used to Be?”, czyli – w wolnym tłumaczeniu – „Czy przyszłość ma się po staremu?”. Oglądając ten film 14 lat po tamtej przerwanej przez strzybnicką elektrownię projekcji – tym razem w rewelacyjnej rozdzielczości konkurującej z celuloidem – poczułem jak zalewa mnie fala szczególnego uczucia. Nie tyle nostalgii, co dyskomfortu. Bo przecież przez tych 14 lat, jeśli coś się we mnie i w świecie wokół zmieniło, to z całą pewnością to jedno: dziś bardziej przypominamy Kubirickowskich astronautów. Obklejeni iPhone’ami, szukający w swych skrzynkach tej jednej wiadomości, która zmieni nasze życie (w godzinnych odstępach) – i czatujący na wizualnym Skypie dokładnie tak, jak Frank ze swoimi rodzicami, zdmuchującymi urodzinowe świeczki o kilka lat świetlnych od ich syna.

Napiszę wkrótce więcej o kursie Hobermana, bo myślę że może to zainspirować uczących i studiujących na naszych uczelniach. Teraz jednak wróćmy do nostalgicznej obietnicy z samego początku: oto dwie czołówki z keyboardowym beatem w tle, które już na zawsze pozostaną – jak powiedziałby Guy Maddin – wypalone na moim umyśle:



10 komentarzy:

  1. Że też kiedyś ktoś odwalał robotę za kluby filmowe w telewizji... łezka kręci się w oku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odwalał tą robotę ale zawsze w późnych godzinach , które zwykło się nazywać ,,godziną dla inteligenta" czyli wtedy kiedy wszyscy normalni idą spać.
    A co do przyszłości w filmach - nieco podobne uczucie nostalgii ( czy raczej lekkiego zaniepokojenia) miałam bardzo niedawno kiedy okazało się że minął dzień do którego w przyszłości przenosił się bohater ,, Powrót do przyszłości" świat nie wygląda zdecydowanie tak jak miał wyglądać ( nie doczekaliśmy się tych super deskorolek) ale muszę przyznać że pomysł że tamta przyszłość jest już przeszłością jest dziwna.
    A i muszę wyznać, że na moich zajęciach z historii filmu Odyseję Kosmiczną oglądaliśmy a jakże z nagrania telewizyjnego a było to zaledwie dwa lata temu;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie sentymentalizowałbym tej starej telewizji *aż tak* bardzo. Po prawdzie, w dzisiejszej kablówce mamy codziennie więcej klasyki polskiej i światowej, niż wtedy przez cały miesiąc. Mamy też więcej śmieci - stąd odpowiedzialność oglądającego, który musi wybierać.

    To prawda, że POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI nie przewidział naszego "teraz", ale... ja wciąż marzę o tych deskorolkach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gondry też by tak powiedział:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, przecież!
    http://vimeo.com/11968215

    OdpowiedzUsuń
  6. Ajajaj....dźwięki z dzieciństwa:)

    http://www.youtube.com/watch?v=4zSw2V_vW0Y&feature=related

    OdpowiedzUsuń
  7. " W tamtym czasie naprawdę nie było możliwości zdobycia filmu skądinąd."

    Michał czy ty w ogóle chadzasz na targowiska? ;)))
    Bo widzę, że i dziś nie i 1 95 też nie:). Pamiętam jak w latach 90 właśnie targi były wypożyczalnią NIELEGALNYCH [a feee!] PIRACKICH [a fuj!] filmów.
    Stało takich paru gości z kartonowymi pudełkami, a w nich kasety video - nagrywane przez nich, a to z telewizji właśnie, ale też {nie wiem jak to robili} nie z telewizji, a z lektorem. Rzeczy których nie było oficjalnie.
    Zasada była taka TY MUSISZ DAĆ IM TAŚMĘ Z JAKIMŚ FILMEM, płaciłes ZŁOTÓWKĘ i wybierałeś sobie inny film.

    Mam jeszcze kilka takich kaset. Np. Labirynt z Davidem Bowie, który w dzieciństwie obejrzałem -wydaje mi się - ponad 50 razy. I Willowa. I przez to teraz to są jedne z moich ulubionych filmów właśnie :) "się wypaliły"

    Pozdrawiam
    Łukasz Sk.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Dawid - Dzięki za miłe słowa!

    @Wojtek - Dzięki za linka, już klikam

    @Łukasz - Ależ ja chodziłem na giełdy, ale uwierz mi, że w 1995 zdobycie "2001" było po prostu niemożliwe. Obejrzałem ten film dopiero 2 lata później...

    OdpowiedzUsuń