20 stycznia 2018

Good Time (2017, Safdie/Safdie)


Na polskim Netflixie jest już rewelacyjny GOOD TIME, trzeci pełny metraż braci Josha & Benny'ego Safdiech: czyli najzdolniejszego nowojorskiego rodzeństwa filmowego od momentu narodzin Coenów. Ten znakomity film (pojawiający się we wszystkich zestawieniach rocznych zachodnich pism) nie trafił u nas do kinowej dystrubucji -- a szkoda. Jest to absolutna jazda bez trzymanki: nocny, nowojorski film akcji ze zmienionym nie do poznania, blond-Robertem Pattinsonem w roli najbardziej pechowego i nierozważnego drobnego przestępcy ever. Film opowiada głównie o relacji bohatera z zahamowanym w rozwoju bratem (w tej roli jeden z reżyserów, Benny), ale czyni to nie przez introspekcję, długie rozmowy, czy sentymentalizm -- ale przez nagromadzenie czystej, skrajnie fizykalnej akcji i lokalnego detalu. Dostajemy więc brooklyńskiego RAIN MANA a rebours, a zarazem najlepszą w dziejach filmową adaptację fizycznego wzoru na pęd (stanowiącego, jak pamiętamy z podstawówki, iloczyn masy ciał i ich prędkości). Bohater jest w nieustannym, często przypadkowym ruchu, a pyszna absurdalność zwrotów akcji jest wypadkową jego porywczości i braku planowania. W tle migoce nocny, kiczowaty, zwyczajny, lepiący się od brudu, a chwilami psychodeliczny Queens -- czyli najrzadziej opiewana w kinie dzielnica Nowego Jorku. Jeśli jesteście sobie wyobrazić Sidneya Lumeta po speedzie i na marihuanowej śmiechawce, to jest to właśnie GOOD TIME. (A na marginesie: tak jak chronicznie nienawidzę ujęć z drona, tak tutaj jest kilka naprawdę rewelacyjnych.)

1 komentarz: