16 marca 2009

Nowa forma krytyki...? - "The Music Man" (1962, Morton DaCosta)


Korzystając ze swobody, jaką daje tylko blog, publikuję swój hołd dla najlepszego musicalu wszech czasów, czyli dla "The Music Man" (1962) Mortona DaCosty. Głos należy do Roberta Prestona. Dobrego odbioru!

"Ya Got Trouble" - video

15 komentarzy:

  1. Dam Ci two thumbs up za tę bardzo elokwentną ocenę. Moim zdaniem zdecydowanie więcej krytyków filmowych powinno spróbować tej nowej formy krytyki. Czyż ktoś nie powiedział, że imitacja jest najwyższą formą pochlebstwa...? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Veikko! Pytanie tylko, jak poradzić sobie z recenzją negatywną w tym nowym idiomie...?

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, chyba robiąc kiepski lip-sync! Ale Ty byś na pewno z tym sobie nie poradził! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahahaha!
    rewelacja!

    A przy okazji, slyszal Pan swietną wiadomość?
    http://cjg.gazeta.pl/cjg_krakow/2,0E,,,,-14185724,V_CJG_EVENTS.html

    Sz

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Panie Szczepanie!

    Cieszę się, że się podobało! A z Uciechy się cieszę, oczywiście, też. Tylko boję się, czy to najlepszy pomysł na czas kryzysu... Ale i tak kciuki trzymać będę. Pozdrawiam! -- MO

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej hej!!

    Wow, dziękuję -- nawet nie wiedziałem, że cos takiego jest!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  7. To teraz ja będe musiał poszperać i ponominować :)

    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oleszczyku minąłeś się z powołaniem. Kapelusik i marsz do kabaretu! H

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję! I cieszę się, że tym razem na mnie nie nakrzyczałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie, doigrałeś się.
    Linkuję do Ciebie i zakładam Michał Oleszczyk Appreciation Society.

    OdpowiedzUsuń
  11. Haha, to będzie nas tam dwoje: Ty Moderatorka, ja sekretarz incognito (pseudo Ryszard Ochódzki).

    Cieszę się, że się podobało!

    OdpowiedzUsuń
  12. Rewelacja! Tym Twoim występem poprawiłeś mi humor :) Pozdrawiam. Tomek.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej Tomku, bardzo się cieszę i pozdrawiam! Czekam na treatment scenariusza :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Michale, dołączam do chóru pochlebców. Świetne.

    Pomyślałem, że dużym wyzwaniem byłoby podobne potraktowanie "Moulin Rouge" Luhrmanna. Mimiczny odpowiednik przejścia od Beatlesów do Davida Bowiego, via Kiss, Madonna, U2, Queen i czort wie co jeszcze, mógłby okazać się interesujący. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej Błażej, dzięki! Wiesz, kiedyś można całą taką sesję krytycznofilmową zrobić ;-) Od "Moulin Rouge" do "Wyszłabym za dziada" z filmu Barei :-)

    OdpowiedzUsuń