Ocena: **1/2
Nadgoniłem na DVD zeszłoroczną zaległość, czyli I Love You, Phillip Morris (2009) Glenna Ficarry i Johna Requa’y. Co prawda polski dystrybutor dołożył wielu starań, by zakamuflować homoseksualizm głównych bohaterów (streszczenie na okładce jest małym arcydziełem ekwilibrystyki), ale i tak film był w polskich kinach na kilka miesięcy przed premierą amerykańską, co jest swoistym ewenementem.
Film jest komedią o nałogowym kłamcy Stevenie (Jim Carrey), który zakochuje się bez pamięci w ryżym wrażliwcu, tytułowym Phillipie Morrisie (Ewan McGregor). Fakt, że para poznaje się w więzieniu, pozbawionym – mocą filmowego cudu – jakiejkolwiek seksualnej przemocy między więźniami, od razu uwalnia całość od wymogów realizmu. (Mimo zakorzenienia filmu w prawdziwych wydarzeniach.) Skąpany w cukierkowych kolorach Phillip Morris… wygląda dokładnie tak, jakby za kamerą stał sam Steven: jego matactwa i wykoślawienia są malowane grubymi, zamaszystymi pociągnięciami. Więzienie jest schludne i przytulne, bo to właśnie tam Steven utonął w oczach Phillipa – a że nie ma dlań nic piękniejszego, budowane wokół kadry muszą im dorównać.
Obsadzenie Carreya w roli głównej było natchnioną decyzją, która wszakże ma swoją cenę. Z jednej strony Carrey bezwstydnie „pedałuje” – cieszy się gejowskimi manieryzmami i stereotypami, ogrywając je do nieprzytomności (myślę, że osoba uprzedzona wobec homoseksualistów wytrzyma na filmie góra dziesięć minut). Jest w jego aktorskiej szarży zaraźliwa radość wybitnego parodysty, która wszakże ujmuje trochę wiarygodności jego uczuciu do Phillipa. Mankament ten staje się tym dotkliwszy, jeśli zestawić go z prościutką, ale niesłychanie ujmującą kreacją McGregora – jego oczy rozświetlają się, ilekroć w pobliżu jest Steven, ale nie staje się to pretekstem do żadnych wygłupów. Carrey „gra geja” – znać w nim oczekiwanie na aplauz za „odwagę”. McGregor gra postać: delikatnego, niewinnego i zakochanego po uszy mężczyznę, który pechowo wybrał sobie na męża krętacza.
Film jest grubo ciosaną farsą, w której nawet umieranie na AIDS staje się pod koniec gagiem. Chwilami ogląda się Phillipa… trochę jak Arizonę Juniora (1987) braci Coen: bezczelne gawędziarstwo i celowa przesada są głównym motorem filmu. Jeśli czegoś zabrakło, to wyraźniejszego wyeksponowania głównego (acz podskórnego) tematu: całkowitej nieumiejętności Stevena do mówienia prawdy i budowania więzi z ludźmi i rzeczami. Rozczarowanie Stevenem, jakie Phillip raz po raz okazuje, zbyt łatwo zostaje przez twórców zamiecione pod dywan. Gdyby nie ten retusz, byłby to znakomity film o najbardziej zwariowanej wierności w dziejach: oddaniu, jakie szubrawiec żywi do anioła – i vice versa.
>Carrey „gra geja” – znać w nim oczekiwanie na aplauz za „odwagę”.
OdpowiedzUsuń"Za" rolę w "Once Bitten" trafił nawet do "The Celluloid Closet", odwagi (jeśli tak ją rozumieć) mu raczej nie brakowało, choć może dawniej miał mniej do stracenia...
O, nie znam tego filmu -- mimo że dwa razy widziałem CELLULOID CLOSET! Musiał mi umknąć; dzięki za przypomienie!
OdpowiedzUsuńHaha! Streszczenie na okładce jest doskonałe. Przydałby się konkurs na opis fabuły omijający problem filmu, np: opisz szczegółowo treść "Dzieciaków" unikając elementów kontrowersyjnych.
OdpowiedzUsuńWojtek
Telly, Casper i jego paczka lubią dobrą zabawę z dala od rodziców. Ukochane Telly'ego dość szybko orientują się, że jego czułość ma dość przykre konsekwencje. Jedna z nich postanawia odnaleźć chłopca i ostrzec go przed grożącym im wszystkim niebezpieczeństwem... DZIECIAKI to trzymająca w napięciu obyczajowa opowieść, w której młodzi ludzie kochają, poszukują szczęścia i ryzykują wszystko. Niezapomniana jazda u boku Tellly'ego - daj się uwieść!
OdpowiedzUsuńMłoda agentka FBI, przeciwniczka uboju owiec, na tropie krawca-samozwańca.
OdpowiedzUsuńPomaga jej psychiatra na przymusowej diecie.
OdpowiedzUsuńChory na raka postanawia przed śmiercią przysłużyć się innym. Chce zaszczepić w swoim otoczeniu radość życia, wdzięczność pokory, wybaczenie. Płata znajomym pouczające figle. Komedia sensacyjna.
OdpowiedzUsuń@Michał:
OdpowiedzUsuńNie pamiętam, czy to było w wersji filmowej, w książkowej - na pewno, nim napisałam, wzięłam do ręki i się upewniłam.
Doskonałe!
OdpowiedzUsuńEryka ma czterdzieści lat. Jest starą panną i mieszka z matką. Jej pasją jest muzyka, której uczy na prywatnych korepetycjach. W walce z rutyną codzienności nie pomaga jej nawet ekscentryczne hobby. Jednak coś w Eryce się zmienia, gdy pod jej opiekę trafia siedemnastoletni Walter. Młody przystojniak zawróci jej w głowie, a rozliczne głupstwa i szaleństwa miłości dadzą jej prawdziwą lekcję życia.
Wojtek
Dobra przy streszczeniu z tył okładki padłam. Serio nie wiem kto to pisał ale przypomina mi to streszczenie Odyseji jakie kiedyś znalazłam w necie " Prognoza pogody dla Achajów. Możliwe trudności w żeglowaniu. Przewidywane opóźnienia w podróży". Co do filmu to miałam bardzo podobne odczucia. Choć z drugiej strony ta w sumie nie groźna komedia której strasznie się bał Polski dystrybutor coś mówi o naszej rzeczywistości
OdpowiedzUsuń"Chory na raka postanawia przed śmiercią...". "Piła".
OdpowiedzUsuńObejrzałem, ale film nie rzucił mnie na kolana.
OdpowiedzUsuń@domowy - Jako i mnie :)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, dlaczego potrzeba aż cudu filmowego, by jakieś więzienie było pozbawione seksualnej przemocy. Z tego, co pamiętam, początkowo obaj bohaterowie osadzeni byli w więzieniu na niedługi czas za drobne przestępstwo w więzieniu, które nie było przeznaczone dla ludzi odsiadujących długie wyroki. Nie w każdym zakładzie penitencjarnym gwałci się współwięźniów. Zgadzam się oczywiście, że film faktycznie wyzbywa się realizmu w wielu fragmentach, ale nie przesadzajmy, że przesądza o tym braku sceny gwałtu :)
OdpowiedzUsuńZgoda, ale ja piszę o *filmowych* więzieniach - a te zwyczajowo składają się tylko z pryszniców, zaplutej celi i stołówki :-) W tym sensie MORRIS jest dość nietypowy :)
OdpowiedzUsuńAle piszesz o zakorzenieniu w rzeczywistości (bynajmniej nie filmowej) :) Czepiam się, ale znam z teorii realia więzień i wiem, że wizerunek więziennictwa w kinie jest mocno wykrzywiony za sprawą "udramatyzowanej" konwencji. W związku z tym postulowanie o scenę seksualnego molestowania w imię realizmu jest chybione, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Morris trafił do miejsca pełnego oszustów i malwersantów, niekoniecznie osób przejawiających skłonności do przemocy. Być może to jednak bliższe rzeczywistości niż się zdaje.
OdpowiedzUsuńPowtarzam: zgoda. Powinienem był wyraźniej zaznaczyć w tekście, że porównuję owo więzienie z innymi *filmowymi* więzieniami; taka była moja intencja :-)
OdpowiedzUsuńznowu film pedalski
OdpowiedzUsuń