Ocena: *1/2
Najambitniejsza porażka w karierze Petera Jacksona zamyka jego twórczość w pętelkę: Nowozelandczyk zjeździł Śródziemie, stał się Władcą Oscarów, przerobił ukochanego King Konga (2005) na kinowe PlayStation – i oto wraca do tematyki własnych Niebiańskich istot (1994). W tamtym filmie bohaterkami były dwie nadpobudliwe nastolatki, tkwiące jedną nogą w rzeczywistości, a jedną w dzikich fantazjach. Kiedy rzeczywistość upominała się o swoje prawa, fantazja zwyciężała. Matkobójstwo z finału było logicznym tryumfem świata wyśnionego: cóż z tego, że w tym prawdziwym lała się czyjaś krew…
(…)
Całość tekstu na łamach „Przekroju”.
Niezupełnie na TEN temat.
OdpowiedzUsuńhttp://www.davidbordwell.net/blog/?p=7356
Dziękuję, fantastyczny tekst! Wielkie dzięki.
OdpowiedzUsuńLovely bones jest świetny {choć trzeba uzasadniac dlaczego} [7,5/10], ale to temat na dłuższą dyskusje niestety :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
LS
W razie czego zachęcam do podrzucenia paru punktów dyskusji tutaj bądź na maila. Nie zaprzeczam, że NOSTALGIA ANIOŁA to film bardzo ambitny -- wydaje mi się jednak, że koniec końców ponosi klęskę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam--
{S.Adams popełnił taki komiksik - spacerują po lesie: Dogbert z Dilbertem. Dilbert opowiada jak to w pracy szef go zrugał (opowiada tak przez 3 okienka komiksu), na czwartym Dogbert komentuje: "Niesamowite! Niesamowite jak niezwykłym mechanizmem jest mój mózg! Przefiltrował te dźwięki tak, że zupełnie nic nie słyszałem!"
OdpowiedzUsuńDlaczego o tym piszę? Jeśli jest jakiś reżyser ZNACZĄCY, tostaram się ZUPEŁNIE omijać recenzje nowego dzieła. Jest to trudne bo akurat mam wykształcenie dziennikarskie (wreszcie!;)) i odnoszę wrażenie, że nawet znajomi mnie bomardują recenzjami, mimo iż je omijam. Ostatnio musiałem uszy zatykać [dosłownie!], bo mi kolega jakąś anegdotę z The Road chciał opowiadać :)
Uf - dlaczego o tym piszę? W PEWNYCH przypadkach, pewne opinie mogą wpłynąć na odbiór. Dlatego polecam każdemu oglądać ten film bez JAKICHKOLWIEK oczekiwań. Wystarczy wiedza - nowy film P.Jacksona.
Oczywiście WIDZ ŚWIADOMY, WYKSZTAŁCONY FILMOWO, dzięki tej "niesamowitej maszynie" potrafi (mimo przeczytanych gdzieś opinii) ocenić dzieło obiektywnie.
Jednak recenzje Lovely Bones [czytam je WSZYSTKIE PO seansie] zdradzają. I to nawet nie chodzi o spoilery typu "w pile facet w ostatniej scenie wstaje i wychodzi!". Chodzi o narzucanie pewnej wizji odbioru filmu.
Jeśli czytamy mniej więcej: o lukru, kiczu, a w tym świetnej kreacji Tucciego [i to się jedynie broni] - to już widz wie, że ech no tak , trzeba się skupić na wątku kryminalnym - wtedy widz, jest znudzony, no bo kurcze blade - czemu tak mało tutaj tej akcji! Przykłąd daje wyostrzony, proszę nie traktować go jako uniwersalny. Różne oczekiwania mogą być wzbudzone przez recenzję. A także mogą powstać swoiste UPRZEDZENIA.
Uf, matko, po co ja to piszę ;)
Powiem tak - moje odczucia podczas oglądania tego filmu :
F I L M C I Ą G L E M N I E
Z A S K A K I W A Ł
od eurofycznych stanow upojenia animacją [a niech będzie niedoskonała nawet!], przez napięcie rodem z "Zodiac" Finczera. Aż po - nie bójmy się tego powiedzieć -
młodzieńcze wzruszenie w scenie wstąpienia Suzi w ciało innej dziewczyny by wreszcie się pocałować.
Jeśli o Avatarze można napisać , że znów czujemy się jak dzieczko, które siedzi w kinieitd" :) to ja bym napisał o Lovely Bones, że ja się czuję jak dzieczko któe siedzi w kinie, ALE BA! JAK CZTERNASTOLATKA! PRZEŻYWAM JEJ TRAGEDIE I BŁACHY POCAŁUNEK.
nie jestem jakimś super fanatykiem P.Jakcona.
Więc nie biorę wszystkiego co nakręci bezkrytycznie. Lovely Bones nie jest filmem idealnym, wiele mu brakuje, albo raczej, można by mu co nieco odjąć [ ujęcie dziewczynki z fletem, ujęcie Suziktora wyskakuje z okładki magzynu i jescze parę. ]
myśle że to nie jest problem w XXI wieku - niebawem fani pewnie zrobią wersję bez tych "przegiętych" scen z fletem, z okłądką i jeszcze pare.
Recenzja w przekroju byla ostra , co teżrozumiem, taki typ dorażnej recenzji [tygodniki, dzienniki, etc] wymaga dosadności i tzw grubej krechy. Czytelnik się nie zastanawial bedzie czy recenzent radzi iść czy nie iść.
Ale widzę taką trecenzję, ktora ma wiele argumentow ZA i są one uzasadnione.
Można pisać zdania typu : "trzeba docenić zwrot reżysera - od bad taste pokazywanego przez makabrę do bad taste w kiczu. "
OdpowiedzUsuń"to zwrot o 360 stopni w jego karierze"
A gdyby napisać że Jackson bawi się kiczem? Od razu nastawienie niektórej widowni było by inne.
Problem w tym, że jakson próbuje operować tym kiczem ,a nie kpić z niego. To cholernie trudna zadanie! I to w czasach, kiedy [mam wrażenie] zarzut PATOSU i KICZU jest NAJGORSZYM Z MOŻLIWYCH!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jeśli film jest np. jawnie upolityczniony to w gazetach [ w zależności od strony] będą recki OK/BLE
Ale jak kicz? Ło matko! Ło Ludzie! nie idźcie do kina! Chyba że z torbą na wymioty! (najlepiej taką z Ikei!)
Owszem, zgodzę się że miejscami film jest za słodki, ale zdrugiej strony - ta perspektywa nastolatki? Pokażmy to jakiejś dziewczynce w tym wieku [wytnijmy sceny przemocy] - co ona powie? Myśle że będzie zachwycona.
{Suzie Q - kapitalnie dobrana. Dziewczynka o twarzy anioła, która wlaśnie działa jak anioł - z tego stanu pośredniego kieruje jakoś rzeczywistością. szok aktorka na tym miesjcu!}
Dalej, zakońćzenie [SPOJLER!] haha! Uwielbiam Polanskiego! Ale kiedy zobaczyłem zakończenie Gost Writera szczęka mi odpadla! Jak można tak zepsuć! Film nie jest o FATUM. Nie jest o ślepym losie. A tu WALI nampolański, że go samochód potrącił! Szok! Żaden podręcznik do scenopisarstwa by tego nie dopuścił!!! Abstrahując od tego że SCENA SAMA W SOBIE JEST SUPER - nie widzimy wypadku tylko kartki. Rama itd - ok doceniam. Ale w konteksie filmu - KLAPA>
Natomiast tutaj - podobnie, ale JEST TO UZASADNIONE> niby natura go dorwała, niby przypadek, niby fatum, a to jednak siła wyższa o KÓTREJ JEST CaŁY FILM.
Jeszcze:
Peter mógł zrobić zwykły SUPER thiler. Gdyby poświęcił się tylko motywowi mordercy wtedy Tucci by dostał oskara za GŁÓWNĄ ROLĘ, a krytycy by pisali że mamy konkurenta dla Finchera. Zauważmy że sceny z Tuccim są perfekcyjne. I własnie w naturalistycznym stylu Zodiaca.
Ale Peter poszedł dalej. Jako artysta stawia sobie wyzwanie. chce coś więcej. :) zaś można pisać że to trzeba docenić :)
i już na koniec, bo mi klawiatura się przegrzała i pewnie ilość błędów będzie tutaj szokująca, bo muszę isć już:
scena z wanną - Tucci leży w wanie, przykryty białym , małym ręcznikiem. wszędzie wokól BIAŁO. białe tło itd.
wchodzi suzie. NAPIĘCIE 99%! Scena jak z piły. Co zrobiłby reżyser Piły 6 z tą sceną? Co zrobiłby Jakson z czasów Matrwicy mózgu?
BACH! Nagle wstaje Tucci i pół widowni leży [teoretycznie] pod stołem, rosół rozlany na klawiaturę, kluski weszły między klawisze.
peter daje zwolnienie i kaze się "delektować" powolnym wstawaniem Złego, jak odlsania swe oblicze twarz. Ciarki pojawiają się z rytmem ujęcia. Można siętej sceny uczepić i od niej wyjść, i z nią interpretować film. ----> reżyser nie idzie na łatwizne. próbuje zrobić coś INACZEJ, stawia poprzeczkę wyżej itd.
Uf.
Pozdrawiam ciepło!
sorry za błędy bo nie robiłem żadnej korekty!
I jeszcze scena z powrotem Suzi i wstąpieniem w ciało innej dziewczynki.
OdpowiedzUsuńJuż widzę Pana Kletowskiego jak mówi "w kinie wszystko jest możliwe".
To nie wątpliwie scena pokazująca MOC KINA.
To raz. Widziałem, że część widowni chyba płakała ze wzruszenia.
a dwa-uzasadniona, [a może lepsze słowo] może zostać wyjaśniona - tym że Suzi ktora ma iść do nieba, może powrócić na chwilęna ziemię, żeby spełnić swoje marzenie. Przypomina się Nagroda, dla Mistrza (i Małgorzaty). Podobny motyw. To chyba najbardziej ryzykowna i bezkompromisowa scena w filmie.
Wogóle cały film jest totalnie bezkompromisowy. Nawte nie wiem czy nie bardziej niż Limits of control! ;) {nie no- to właśnie przykład publicystycznego, kąsliwego komentarza}. Limits of kontrol też jest dosyć bezkompromisowy.
A najbardziej bezkompromisowa scena tam to "use your imagination" i CYK, facet się przedostaje do środka. Własciwie ta scena też pokazuje MOC KINA. :) Dwie takie bezkompromisowe sceny.
Która bardziej, to temat na inna dyskusję, ale proszę nie dopytywać teraz, bo trzeba na zajęcia wstać, a ja nie mam siły już rozpisywać się na 8 tys znakow ;))))
Witam i dziękuję za ten wpis! Hm, ja chyba się z Panem *zgadzam*. Ten film ma w sobie wielką zagadkową siłę - dlatego napisałem w recenzji (podkreślam!), że jest "wart obejrzenia". Ale wciąż będę utrzymywał, że jest tak *pomimo* wielu wpadek Jacksona-reżysera. Nie da się ukryć (nawet odpuszczając zarzuty dotyczące animacji), że film jest *bardzo* nierówny. Jak słusznie zauważył mój znajomy, kiedy w domu pojawia się babcia Sarandon i wprowadza swoje porządki, jest to scena jak z PANI DOUBTFIRE: nagle mamy film familijny z promykiem słońca. Jackson kręci wiele filmów na raz -- i dlatego jako całość oceniam film słabo. Poszczególne elementy bywają w nim fantastyczne, tu pełna zgoda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!--
Po częśći sie zgadzam.
OdpowiedzUsuńJednak dziś w dobie witryny fanedit - gdzie fani tworzą np. różne wersje filmów, wiec również dla Pana będzie "smooth fan version", w której wycięta będzie scena "porządków babci" wycięte parę przesadzonych i przekiczonych (istnieje takie słowo?) scen, ze świata fantazji i z zaświatów. [scena z fletem, etc]
Ja już myślałem , że Jakson zapatrzony w siebie i Raimiego, gdzie postać "starej baby" zwykle wprowadza chaos i zmiany [Evil dead i piwnica] umieszcza tę scenę PO TO BY DOPRAWDZIĆ DO TEGO, ZE TO BABCIA ZAŁATWI PEDOFILA. Ale nie. Czy to była zmyłka? Nie wiem, ale zgodzę się, że jej wątek można było trochę przyciąć.
Odnośnie filmu familijnego - otóż, Nostalgia anioła zbudowana jest na konwencji filmu familijnego, a raczej filmu dla NASTOLATKÓW. [vide: serial Felicity albo Jezioro marzeń]. Jeśli reżyser przyjmuje taką konwencję i wali mi tym stylem przed 1 godzinę, a jest to zrobione dosyć ciekawie - to jest to wielki + .
Dalej - ta familijna/nastolatkowa konwencja jest "przebita" gatunkiem trilera. Tak jak pisałem wcześniej perfekcyjnie wymyślonego, rodem z Zodiac Finchera.
Nie jest to PZYPADEK (wydaje mi się), że Peter będąc na planie miał schizofrenię i w poniedziałki kręcił dreszczowiec, a we wtorki ciepłe kluchy. Jest to ŚWIADOMY zabieg, nie posądzajmy reżysera o brak świadomości podstawowych gatunkow, który nakręcił taką epopeję jak Władca Pierścieni.
JAK WYSZŁO TO ZDERZENIE, to możemy różnie oceniać. Zgodzę się że tu nie wyszło to DOSKONALE, jednak mimo wszystkich wad, wspaniale. :)
Ogólnie mówi się że "film lubi kontrasty. I tak i nie jak mawia Wałęsa. bardzo trudno jest stworzyć tak jakby 2 filmy w 1. Ostatni przykład jaki mi przychodzi do głowy to [jasny gwint] zapomniałem film SF na literkę "F", gdzie są przeciwstawione dwa światy - realny gdzie kobieta popełnia samobojstwo i fantazyjny gdzie facet ucieka przed dziwnymi panami w kapeluszach. przez 90% filmu te światy zupelnie do siebie nie przystają. Mamy jakby połączone DWA filmy w jeden. Każdy kręcony z innymi katorami, w innej konwencji, stylu, montaż , wszystko. Dopiero pod koniec te światy się stykają i jakoś łączą. Koncepcja jest fajna i ciekawa, ale OGLĄDANIE tego filmu jest już mniej przyjemne. Zakązdym razem kiedy następuje zmiana świata, widz odczuwa dyskomfort - musi się bowiem przestawić o 180 stopni! Jest ciężko.
Podobnie w Lovely Bones. A TU jest to MOŻE jeszcze trudniejsze, bo są to światy kuriozalnie odległe.
ZIEMSKIE ZŁO / NIEBIAŃSKIE CUDA
Wydaje mi się, że po prostu duża część widzów nie będzie w stanie takiego zmiennego procesu myślowego / percepcyjnego ZASTOSOWAĆ.
OdpowiedzUsuńi z tego powodu będą słabe oceny.
KONKLUZJA:
Gdyby Peter zrobil dwa osobne filmy:
1. "Legalna Suzie Q" - film dla małych dziewczynek o nastolatce która fantazjuje o lesie z fletów i nie może pocałować chłopaka przez głupie zbiegi okoliczności.
2. "Małe dzieci Zadiaca" - thriler o pedofilu który poluje na dziewczynki aż w końcu jest złapany.
TO w przypadku:
1. krytyka pisałaby, że PEter wziął dawno zapomniany i porzucony przez artystów podgatunek [film dla nastolatek] i tak go pokazał, że jest atrakcyjny nawet dla 40latków.
Ad 2. Peter zostawił Hobbity i flaki z martwych mózgów i zrobil mocny film dla widzow o mocnych nerwach, którym zdetronizował starzejącego się [casus Benjamina Butona] D. Finchera!!!!
:)))
EPILOG
To co w poprzednim wpisie opisałem
na 4 tys. znaków, udało mi się ująć w proste słowa:
Oglądanie znaczącego dla nas filmu po przeczytaniu recenzji, mimowolnie ustawia nas umysł podczas oglądania do nieświadomej nawet polemiki z przeczytanym textem.
Ja postuluje, aby wszyscy kinomami mieli Tabula rasa w kwestii filmu, na który wybierają się do kina.
PS
Ileż to ja musiałem omijać recenzji Limitów kontroli. W dodatku inna ciekawa kwestia. W przypadku nowego Jima J. - film za granicą dostępny był już ze 4 miesiące temu. Można go było obejrzeć na ekranie komputera. Ciekawi mnie ilu wytrwałych czekało z tym dziełem, aż wejdzie do polskich kin! Mnie się udało doczekać :) Pierwszy odbiór w kinie ma decydujące znaczenie.
Kiedyś tak czekałem na "Diary od dead" Romero i się nie doczekałem
Pozdrawiam i dziękuję za odpis.
ŁS
[przepraszam za szybki żenujący styl, oczywiście :)
OdpowiedzUsuńZ wieloma punktami się zgadzam!
OdpowiedzUsuńA pomysł na "Smooth Fan Version" bardzo mi się podoba! Już widzę moją "Smooth Fan Version" MOJEJ KRWI Marcina Wrony: czołówka i napisy końcowe :) Pozdrawiam!
Ogólnie film porażka, obraza świetnej pisarki. Gdyby ktoś to zrobił umiejętnie , ciekawie i z lepszymi aktorami byłoby znacznie lepiej. Mam porównanie z książką i film ssie jednym słowem.
OdpowiedzUsuńOsobiście mogę podpisać się pod tą recenzją, bo po seansie miałem równie mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńNie czytałem książkowego oryginału, ale patrząc na filmografię Petera Jacksona zdaje mi się, że dryfuje on w każdym filmie po "granicach" emocji; w finale Władcy Pierścieni zagrał nutą potężnego patosu, przy którym zmiękła Akademia. Z kolei Lovely Bones to 20 minut szarpania nerwów, po których następuje urwanie akcji i Jackson mając nadzieję, że jego CGI pochłonie widownię gra w tą nutę do samego końca. Dawno nie widziałem tak piekielnie nierównego filmu, w którym po emocjonalnie drastycznej (ale świetnej) scenie dostajemy nic więcej poza błądzeniem bohaterów po obydwóch stronach barykady przerywanym co raz pokazem kolorowych, niespełnionych przez bohaterkę marzeń. Idea odważna, ale Jackson nie podołał. Mam wrażenie, że reżyserował film z zamkniętymi oczami.
pozdrawiam :)
łądny blog
OdpowiedzUsuń